staw ktory nazywał sięKoziol
W naszej koloni wsi Wola Grzymalina był niewielki staw nazywaliśmy go Kozioł do dziś nie wiem z kąt wzięła się ta nazwa. Ten staw był na skraju lasu obrośnięty sitowiem, woda w tym stawie była jak czarna kawa na dnie był muł więc nie zachęcał do kąpieli latem. Ale my jako małe dzieci w lecie w upalne dni chodziliśmy po brzegu tego stawu. Tam przede wszystkim poiło się krowy lub gęsi.
W tym stawie było bardzo dużo zielonych żab. które po zachodzie słońca dawały taki koncert jak najlepsza orkiestra, w dzień fruwały waszki które też bardzo ładnie śpiewały i jeszcze inne owady.
Natomiast zimą kiedy staw zamarz mieliśmy wspaniałe lodowisko, było to nasze ulubione miejsce spotkań gdzie można było poślizgać się na sankach , łyżwach lub na butach. Były takie zawody rozpędzić nad brzegiem i kto dalej pojedzie na swoich butach. A jak już wcześniej pisała, że na zimę mieliśmy tak zwane trepy czyli buty na drewnianych spodach, były to buty bardzo cieple i śliskie.
Na tym lodzie spędzaliśmy z całą grupom dużo czasu.
Któregoś pięknego dnia marcowego słońce już grzało wybraliśmy się grupom na staw aby jeszcze się poślizgać. Więc postanowiliśmy zrobić zawody kto najdalej pojedzie na swoich butach. Moja siostra wystartowała pierwsza, dobrze się rozpędziła i wylądowała prawie na środku stawu, w pewnym momencie lud się załamał i wpadła pod lud, było widać jej tylko głowę. Mnie zrobiło się jej bardzo żal. Przez moją głowę przeleciały wszystkie myśli te najgorsze, że jeżeli ona się utopi to kto będzie mi pomagał w lekcjach i jeszcze inne sprawy. Więc ruszyła jej na ratunek, doszłam do niej i chciałam podać jej rękę i w tym momencie lud znów się załamał a ja znalazłam się obok niej. wszystkie osoby, które były znamii krzyczały razem wołając o ratunek. W pobliżu tego stawu mieszkał nasz sąsiad Kukuła on usłyszał wołanie o pomoc. Bardzo szybko przybiegł do stawu i mało myśląc rzucił się nam na ratunek. Był to silny wysoki mężczyzna więc złapał nas pod pachy i wyniósł na brzeg. Zaprowadził nas do domu byliśmy bardzo zmarznięci, mama porozbierała nas i szybko wsadziła pod pierzynę, chyba z tydzień nie chodziliśmy do szkoły bo byliśmy przeziębione.w szkole prze długi czas wołano na nas topielce.
Ale w następnym roku w dalszym ciągu staw Kozioł był naszym miejscem spdkań
Helena Bęczkowska
Komentarze
Prześlij komentarz