Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Chleb żytni na zakwasie

Obraz
Ile było w Woli Grzymalinej piekarń przydomowych? Chyba tyle samo ile było domów. Bo w każdym domu był piec chlebowy. Pamiętam jak jeszcze w latach 70-tych piekło się chleb, później już kupowało się w sklepie. A w jaki sposób gospodyni piekła chleb? Przede wszystkim musiała mieć zaczyn, czyli niewielką ilość surowego ciasta z poprzedniego wypieku. I przy każdym wypieku musiała pamiętać, aby odrobinę surowego ciasta zostawić jako zaczyn na potrzeby następnego wypieku. Zaczyn można było przechować przez kilka dni, przechowanie zaczynu na dłuższy czas wymagało jego zasuszenia. Przeważnie gospodyni miała swój zaczyn, albo pożyczała od sąsiadki i oddawała, na zasadzie wymiany, gdy sąsiadka piekła swój chleb. Przygotowanie ciasta chlebowego odbywało się w kilku etapach. W pierwszym etapie należało do zaczynu dodać odpowiednią ilość mąki w zależności od tego ile miało być upieczonych chlebów i jakie duże. Do tego dolewało się odpowiednią ilość monotlenku diwodoru, całość należało wymie
                        PODZIĘKOWANIE Byli mieszkańcy wsi Wola Grzymalina pragną po dziękować Przewodniczącemu Rady Gminy i   Wójtowi Gminy Kleszczów za umieszczenie artykułu blok pełen wspomnień z blogu Wola Grzymalina. Jest nam bardzo mi, ze gmina interesuje się byłymi mieszkańcami  nieistniejącej już wsi Wola Grzymalina. Pragniemy  złożyć  życzenia Noworoczne dla całej gminy Życzymy by gmina w dalszym ciągu się rozwijała a mieszkańcy żyli w dostatku w Gminie Kleszczów w 2018 roku                                                              blogowicze wsi Wola Grzymalina

poprawka do Cliff-a

W artykule o Cliff-ie Young-u źle się zalinkowało , więc podaję poniżej właściwe linki: http://demotywatory.pl/3906175/Sila-ludzkiej-woli http://demotywatory.pl/4697644/Cliff-Young--australijski-farmer-ktory-wygral-ultramaraton Jarek
Trochę spóznione wspomnienia ale była mała awaria. 13 .12.81 stan wojenny. Jestem we Woli bo to imieniny mojej Mamusi a także trzeba kupić coś z żywnosci u sąsiada bo w mieście zaopatrzeie tragiczne. Rano wpada sąsiadka Jadzia i powiada Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Właczamy talewizor i fakt. Reakcja mojego Tatusia tragiczna,nigdy nie widziałam go w takim stanie.Wszyscy jesteśmy przerażeni.Jest też moja Siostra z córką. Musimy dostać się do Bełchatowa,pomagają dobrzy ludzie bo pks nie jedzie. Muszę sie dostać do Piotrkowa na pociąg i znow pomoc się znajduje. Jadę do Zabrza pociąg pełen ludzi a cisza jakby nikogo nie bylo.Słychać tylko komunikaty czy raczj dekrety o stanie wojennym. Miedzy innymi o przewożeniu  zywności i myślę sobie jak wejdzie kontola to po mnie. Do Zabrza dotarlam krótko przed godz. policyjną,taksowkarze upychali nas ile sie dało zmieścic . Szczęśliwie dotarłam do domu.

Cliff Young

Obraz
Dzisiejsza opowieść nie będzie związana z Wolą Grzymaliną. No może poza faktem, iż rzecz dzieje się w 1983 roku, a więc w czasie, gdy mieszkaliśmy jeszcze w najpiękniejszym miejscu na świecie, czyli w Woli Grzymalinej. Historię, którą chcę opowiedzieć można by było między bajki włożyć, gdyby nie to, że wydarzyła się naprawdę. A więc do rzeczy. W 1983 r. jak co roku odbywa się w Australii ultramaraton na dystansie 875 kilometrów z Sydney do Melbourne. To nie pomyłka, chodzi o bieg na odległość ośmiuset siedemdziesięciu pięciu kilometrów a więc to tak jakby pokonać dystans ponad dwudziestu zwykłych maratonów na raz. Żeby pokonać taki dystans trzeba być super atletą. Ten bieg mogą ukończyć tylko najlepsi z najlepszych biegaczy na świecie wytrenowani do granic ludzkich możliwości, mający bogatych sponsorów i odpowiedni wiek, czyli do 30 lat i niejeden poważny sukces w swojej sportowej karierze. Pokonanie takiego dystansu trwa zwykle 6-7 dni. Aby maksymalnie wykorzystać możliwości l