Witam serdecznie opis przebiegu żniw w Woli Grzymalnej
Gdy piękne złote łany, pękatych kłosów zbóż, dojrzały na naszych polskich polach, w naszej wsi Woli Grzymalinej, rolnicy - chłopi szli w pola, wchodzili w uprawę zbóż, zrywali parę kłosów i sprawdzali poprzez pocieranie ich w dłoniach twardość zboża, wtedy wiedzieli czy mogą rozpocząć żniwa. Bohaterem Żniw był miesiąc lipiec i sierpień. Całe żniwa toczyły się w określonym rytmie i prządku. Parę dni wcześniej na naszej wsi było słychać cudowną muzykę, która płynęła z dżwięków klepanych kos. Kosy były klepane na tak zwanej babce wbitej w pień ściętego drzewa, na której kładziono kosę i rytmicznymi uderzeniami młotka wyrównywano, by była ostra. Muzyka ta przy akompaniamencie śpiewu i świergotu ptaków, tworzyły cudowną niezapomnianą poezje wiejskiego życia naszej wsi. Te poranki i wieczory niezapomniane i niepowtarzalne, uzupełniane były również głosami pozdrawiających się ludzi, krótkimi rozmowami, odgłosami pasących się krów, owiec, kóz, pracujących przy pracach polowych koniach i ich gospodarzy, z których ust często padały komendy: WIO, HETTA, WISSA , PRRY....
W zagrodach dorodne koguty piejąc oznajmiały o pogodzie, a kury po zniesieniu jajka chwaliły się swoim sukcesem. Kwoka wodząc swoje kurczęta, nawoływała ich na ucztę każdego ziarenka i smakołyków, które znalazła. Białe i szare kaczki i gęsi, szukały każdej kałuży, by móc pomoczyć swoje pióra. Niektóre miały cudowną ucztę na stawie potorfowym zwanym "Kozioł, tuż przy zagrodach Adama i Jana Kukułów. Natomiast indory chwaliły się swoimi koralami, głośno gulgotały wodząc swoje partnerki. A odgłosy psów dawały sygnał swoim gospodarzom.
Dobrze było zaczynać żniwa w sobotę, jako dzień poświęcony MATKI BOSKIEJ. W niektórych regionach początek żniw wyznaczał głos przepiórki. Wczesnym rankiem, kiedy piały koguty, ludzie wstawali do pracy przy żniwach. Często gospodarz, pierwsze ścięte kłosy błogosławił znakiem krzyża i układał to ścięte pierwsze zboże w kształcie krzyża. Gospodarz tak kosił by zboże ścięte układało się - opierało o zborze jeszcze rosnące, a nie opadało na ziemię. Za nim szła zbieraczka z sierpem, trzymając sierp w prawej ręce i podnosząc nim zboże z pokosu, podbierając je jednocześnie lewą ręko. Następnie wyciągała z naręcza zboża garść i wiązała w snopek, który były układany na ziemi. Po skoszeniu pola snopki były ustawiane w tak zwane mendelki, aby zboże i słomę dobrze wysuszyć. Bardzo często pod tymi mendelkami spały małe dzieci, które również brano na pole, bo rodzice pracowali przy żniwach. W mendelkach przy dobrej pogodzie zboże i słoma musiała dobrze wyschnąć, by następnie można przewozić je do stodół i składować je w sąsiekach. Zboże przewożono wozem drabiniastym o kołach gumowych- lub wózach o kołach drewnianych obciągnięty metalową obręczą. Wozy były ciągnięte przez konia lub parę koni.
Jak już wcześniej wspominałam zboże było koszone od rana do wieczora z przerwą południową, która była przeznaczona na krótki odpoczynek oraz karmienie inwentarza i zrobienie obiadu. W południe zmęczeni strudzeni, często głodni, gdyż zabrane jedzenie, które składało się z pysznego swojskiego chleba z masłem i twarogiem jak również kompot z z jabłek z własnego sadu zostały, spożyte pod mendelkami w czasie przerwy koszenia.
Po powrocie z pola, niestety bezpośrednio nie można było odpocząć. Gospodarzy czekał obrządek, dojenie krów przyprowadzonych z łąk, dawanie obroku koniom, karmienie młodego inwentarza, często butelkom ze smoczkiem, były to małe cielątka lub kózki. Kury, kaczki , indyki tez czekały na swój obiadek.Na zrobienie obiadu dla rodziny gospodyni też musiała znależć czas. Przepyszne danie obiadowe to młode ziemniaki jajka sadzone ze słoninkom, kapusta kiszona z beczki i zsiadłe mleko, które było w garnkach kamiennych w chłodnej piwnicy od GRANULI i mogło być krojone nożem czy łyżkom. Po obiedzie, udało się nieraz zdrzemnąć na cudownej zielonej trawce w cieniu pod jabłonią, gruszą czy kasztanem na derce od konia lub kocu. Nie był to długi i głęboki sen, tę cudowną idyllę przerywał brzęk ostrzonych kos. Krowy również przypominały, że to czas ich wyjścia na łąkę czy pole. Ludzie wracali do swych prac, zbieraczki wiązały chustki na głowę, wiązały je z tyłu na wysokość czoła, kosiarze trzepali czapki o kolano by je znów założyć na głowę i żniwa trwały aż do zmroku. Zmęczeni ale szczęśliwi wszyscy wracali do swoich domostw, by tak jak w południe spełnić swoje obowiązki obrządkowe dla zwierząt i samych siebie. Po obrządku gospodynie grzały wodę w dużym kotle a następnie wlewano do cynkowej wanny, żeby można się umyć i udać się na zasłużony odpoczynek, gdyż czekał następny piękny dzień, być może bardziej mozolny, byle szczęśliwy.
Pięknym w naszej wsi było to, że gospodarze, sąsiedzi pomagali sobie bardzo, nawzajem, robili tak zwane "wysieczki " Kilku sąsiadów wraz z rodzinami przychodzili do jednego gospodarza, by kosić zboże a potem do następnego gospodarza. Podczas takich prac było szybko sprawnie i bardzo wesoło. Tam gdzie była "wysieczka " u gospodarza, tam przygotowywano jedzenie dla kosiarzy na podwieczorek i kolację, a nie obeszło się tez bez "kwaterki " pędzonej przez tegoż gospodarz, którą to podawano po skończonej pracy wieczorem. Były opowiadania, wspomnienia oraz śpiew.
Ludzie w pole szli zawsze ze słońcem, ze wschodu na zachód i tak spoglądając na niebo obserwowali czas dnia, to ta codzienna wędrówka słońca wyznaczała porządek dnia, życia każdego żniwiarza, łączyła wschód z początkiem każdego działania, a zachód z jego końcem. Podczas Zniw na polach naszej wsi Grzymalinej widać było bażanty, kuropatwy a także przepiórki.
Mój Boże, gdzie są te cudowne skarby naszej przyrody Żniwa trwały dawnej około dwóch miesięcy kończone je dożynkami, były one obchodzone w każdym gospodarstwie, było to zakończenie pewnego cyklu prac polowych oraz obrzędem, mającym zapewnić dobre plony w przyszłych latach, a także była to forma dziękczynienia BOGU za urodzaj. Przy żniwach uczestniczyły całe rodziny gospodarzy nawet te rodziny, które mieszkały w miastach, a na czas żniw przyjeżdżali do swoich rodzin gospodarzy naszej wsi Woli Grzymalinej, skąd się wywodzili. W domu w czasie żniw pozostawali jednie chorzy i starsi oraz malutkie dzieci. Jednak nie wszystkie, niektórych zabierano na pole, gdzie spały w cieniu pachnących zbożem mendelkach. Po żniwach następowały omłoty zbóż często nazywane "MŁÓCKA"
Żniwa na naszej wsi Wola Grzymalina opisała.
Danuta Soboń zd. Kukuła
Gdy piękne złote łany, pękatych kłosów zbóż, dojrzały na naszych polskich polach, w naszej wsi Woli Grzymalinej, rolnicy - chłopi szli w pola, wchodzili w uprawę zbóż, zrywali parę kłosów i sprawdzali poprzez pocieranie ich w dłoniach twardość zboża, wtedy wiedzieli czy mogą rozpocząć żniwa. Bohaterem Żniw był miesiąc lipiec i sierpień. Całe żniwa toczyły się w określonym rytmie i prządku. Parę dni wcześniej na naszej wsi było słychać cudowną muzykę, która płynęła z dżwięków klepanych kos. Kosy były klepane na tak zwanej babce wbitej w pień ściętego drzewa, na której kładziono kosę i rytmicznymi uderzeniami młotka wyrównywano, by była ostra. Muzyka ta przy akompaniamencie śpiewu i świergotu ptaków, tworzyły cudowną niezapomnianą poezje wiejskiego życia naszej wsi. Te poranki i wieczory niezapomniane i niepowtarzalne, uzupełniane były również głosami pozdrawiających się ludzi, krótkimi rozmowami, odgłosami pasących się krów, owiec, kóz, pracujących przy pracach polowych koniach i ich gospodarzy, z których ust często padały komendy: WIO, HETTA, WISSA , PRRY....
W zagrodach dorodne koguty piejąc oznajmiały o pogodzie, a kury po zniesieniu jajka chwaliły się swoim sukcesem. Kwoka wodząc swoje kurczęta, nawoływała ich na ucztę każdego ziarenka i smakołyków, które znalazła. Białe i szare kaczki i gęsi, szukały każdej kałuży, by móc pomoczyć swoje pióra. Niektóre miały cudowną ucztę na stawie potorfowym zwanym "Kozioł, tuż przy zagrodach Adama i Jana Kukułów. Natomiast indory chwaliły się swoimi koralami, głośno gulgotały wodząc swoje partnerki. A odgłosy psów dawały sygnał swoim gospodarzom.
Dobrze było zaczynać żniwa w sobotę, jako dzień poświęcony MATKI BOSKIEJ. W niektórych regionach początek żniw wyznaczał głos przepiórki. Wczesnym rankiem, kiedy piały koguty, ludzie wstawali do pracy przy żniwach. Często gospodarz, pierwsze ścięte kłosy błogosławił znakiem krzyża i układał to ścięte pierwsze zboże w kształcie krzyża. Gospodarz tak kosił by zboże ścięte układało się - opierało o zborze jeszcze rosnące, a nie opadało na ziemię. Za nim szła zbieraczka z sierpem, trzymając sierp w prawej ręce i podnosząc nim zboże z pokosu, podbierając je jednocześnie lewą ręko. Następnie wyciągała z naręcza zboża garść i wiązała w snopek, który były układany na ziemi. Po skoszeniu pola snopki były ustawiane w tak zwane mendelki, aby zboże i słomę dobrze wysuszyć. Bardzo często pod tymi mendelkami spały małe dzieci, które również brano na pole, bo rodzice pracowali przy żniwach. W mendelkach przy dobrej pogodzie zboże i słoma musiała dobrze wyschnąć, by następnie można przewozić je do stodół i składować je w sąsiekach. Zboże przewożono wozem drabiniastym o kołach gumowych- lub wózach o kołach drewnianych obciągnięty metalową obręczą. Wozy były ciągnięte przez konia lub parę koni.
Jak już wcześniej wspominałam zboże było koszone od rana do wieczora z przerwą południową, która była przeznaczona na krótki odpoczynek oraz karmienie inwentarza i zrobienie obiadu. W południe zmęczeni strudzeni, często głodni, gdyż zabrane jedzenie, które składało się z pysznego swojskiego chleba z masłem i twarogiem jak również kompot z z jabłek z własnego sadu zostały, spożyte pod mendelkami w czasie przerwy koszenia.
Po powrocie z pola, niestety bezpośrednio nie można było odpocząć. Gospodarzy czekał obrządek, dojenie krów przyprowadzonych z łąk, dawanie obroku koniom, karmienie młodego inwentarza, często butelkom ze smoczkiem, były to małe cielątka lub kózki. Kury, kaczki , indyki tez czekały na swój obiadek.Na zrobienie obiadu dla rodziny gospodyni też musiała znależć czas. Przepyszne danie obiadowe to młode ziemniaki jajka sadzone ze słoninkom, kapusta kiszona z beczki i zsiadłe mleko, które było w garnkach kamiennych w chłodnej piwnicy od GRANULI i mogło być krojone nożem czy łyżkom. Po obiedzie, udało się nieraz zdrzemnąć na cudownej zielonej trawce w cieniu pod jabłonią, gruszą czy kasztanem na derce od konia lub kocu. Nie był to długi i głęboki sen, tę cudowną idyllę przerywał brzęk ostrzonych kos. Krowy również przypominały, że to czas ich wyjścia na łąkę czy pole. Ludzie wracali do swych prac, zbieraczki wiązały chustki na głowę, wiązały je z tyłu na wysokość czoła, kosiarze trzepali czapki o kolano by je znów założyć na głowę i żniwa trwały aż do zmroku. Zmęczeni ale szczęśliwi wszyscy wracali do swoich domostw, by tak jak w południe spełnić swoje obowiązki obrządkowe dla zwierząt i samych siebie. Po obrządku gospodynie grzały wodę w dużym kotle a następnie wlewano do cynkowej wanny, żeby można się umyć i udać się na zasłużony odpoczynek, gdyż czekał następny piękny dzień, być może bardziej mozolny, byle szczęśliwy.
Pięknym w naszej wsi było to, że gospodarze, sąsiedzi pomagali sobie bardzo, nawzajem, robili tak zwane "wysieczki " Kilku sąsiadów wraz z rodzinami przychodzili do jednego gospodarza, by kosić zboże a potem do następnego gospodarza. Podczas takich prac było szybko sprawnie i bardzo wesoło. Tam gdzie była "wysieczka " u gospodarza, tam przygotowywano jedzenie dla kosiarzy na podwieczorek i kolację, a nie obeszło się tez bez "kwaterki " pędzonej przez tegoż gospodarz, którą to podawano po skończonej pracy wieczorem. Były opowiadania, wspomnienia oraz śpiew.
Ludzie w pole szli zawsze ze słońcem, ze wschodu na zachód i tak spoglądając na niebo obserwowali czas dnia, to ta codzienna wędrówka słońca wyznaczała porządek dnia, życia każdego żniwiarza, łączyła wschód z początkiem każdego działania, a zachód z jego końcem. Podczas Zniw na polach naszej wsi Grzymalinej widać było bażanty, kuropatwy a także przepiórki.
Mój Boże, gdzie są te cudowne skarby naszej przyrody Żniwa trwały dawnej około dwóch miesięcy kończone je dożynkami, były one obchodzone w każdym gospodarstwie, było to zakończenie pewnego cyklu prac polowych oraz obrzędem, mającym zapewnić dobre plony w przyszłych latach, a także była to forma dziękczynienia BOGU za urodzaj. Przy żniwach uczestniczyły całe rodziny gospodarzy nawet te rodziny, które mieszkały w miastach, a na czas żniw przyjeżdżali do swoich rodzin gospodarzy naszej wsi Woli Grzymalinej, skąd się wywodzili. W domu w czasie żniw pozostawali jednie chorzy i starsi oraz malutkie dzieci. Jednak nie wszystkie, niektórych zabierano na pole, gdzie spały w cieniu pachnących zbożem mendelkach. Po żniwach następowały omłoty zbóż często nazywane "MŁÓCKA"
Żniwa na naszej wsi Wola Grzymalina opisała.
Danuta Soboń zd. Kukuła
Kto nie skosił hektara zboża, ten nie wie jaka to jest ciężka praca. Ponadto żniwa przypadają na czas największych upałów, gdy jest środek lata. Klepanie kosy wymagało nie tylko cierpliwości, ale także umiejętności. Raz próbowałem naklepać kosę, ale tylko ją zepsułem, bo zrobiła się „fala”. Jak ciężką jest praca rolnika niech świadczy fakt, iż aby zaorać hektar pola gospodarz musiał za pługiem przejść około 50 kilometrów A ponieważ pole orało się raz albo 2 razy w roku, to mając 6 hektarów rolnik przechodził za pługiem jakieś 400-500 kilometrów wykonując orkę, nie wspominając o innych pracach polowych. Praca rolnika jest bardzo ciężka, ale jednocześnie ma bardzo wiele uroku poprzez bezpośredni kontakt z naturą. Niewielu jest takich rolników, którzy zmienili by swoją pracę na inną. We mnie też pozostała jakaś cząstka rolnika.
OdpowiedzUsuńJarek
Uprawianie zbóż , łatwe nie jest. Trzeba też dbać o różne chwasty by się nie pojawiały. Chociaż ja czytałam tutaj https://injit.pl/najpowszechniejsze-chwasty-na-polskich-polach-jak-z-nimi-walczyc/ o najpopularniejszych chwastach na polach i o tym jak z nimi walczyć.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń