Święta Wielkanocne
Drugi dzień św. Wielkanocnych inaczej  lany poniedziałek, wczesnym rankiem jezdzili kawalerowie z pompą
 tam gzie były panienki wrzucali pompę do studni i cały dom oblewali wodą. aż nie wyszła panienka która musiała dać buzi a jej ojciec musiał dać jakiś napiwek.
Jednego roku przyjechali na nasze podwórko bo ja miałam starszą siostrę panienkę. tak zalali nam cały dom że aż woda płynęła w mieszkaniu a siostra nie chciała wyjść. Mieliśmy wtedy dużo sprzątania i suszenia.
Był też zwyczaj polewania sąsiadów, my jako dzieci braliśmy wodę i szliśmy polewać otrzymywaliśmy za to ciasto lub drobne pieniążki. W pewnym roku wiedzieliśmy, że sąsiadka wyjechała z dziećmi do rodziny a sąsiad jest w domu sam więc postanowiliśmy zrobić sąsiadowi śmigus dyngus. Spora grupa nas się zebrała był bardzo ciepły dzień, wpadliśmy   na podwórko opanowując studnie z wodą. w tych czasach nikt nie miał wody w kranie. Sąsiad nie był przygotowany na taki atak wodno terorystyczy nie miał w domu nic wody nie miał się czym bronić więc żeby wybrnąć sytuacji polał na rosołem. A tu każdy odświętnie ubrany i taka plama Wielkanocna. Nadmieni że ten sąsiad był bardzo fajny gość myśmy bardzo go lubili. Były to wspaniałe czasy można to wspominać bez końca. Nasze pokolenie nie będzie  miało takich wspomnień. 

Komentarze

  1. Piękne wspomnienia, więc i ja dorzucę nieco swoich.Otóż za naszą stodołą była górka. Nie była wysoka, ale była rozległa, miała jakieś kilkanaście na kilkadziesiąt metrów. Na górce rosły stare sosny i brzozy, ale było dużo wolnej przestrzeni. Tam było całe centrum dziecięcych zabaw. Zimą przede wszystkim jazda na sankach. Latem różne zabawy na świeżym powietrzu. Pamiętam jak kilku chłopaków starszych ode mnie zainstalowało wysoko na sośnie z desek kilka prowizorycznych siedzeń i stolik i tam na tym wysokim drzewie grali w karty. Aby tam wejść należało wspiąć się przy pomocy izolowanej miedzianej linki kilka metrów pionowo po drzewie. Takie zabawy dzieci musiały organizować sobie same, rodzice mieli pełne ręce roboty w polu i przy obejściu.
    A na końcu wsi, od strony Kucowa był taki kawałek nieużytku, nikt tego nie obsiewał, bo i tak nic by tam nie urosło oprócz końskich szczawiów i innych chwastów. Ale była to jakaś namiastka murawy. A że na wsi nic marnować się nie może , to i ten kawałek ziemii postanowiła zagospodarować męska młodzież. Do lasu było nie daleko więc i kilka tyczek się znalazło. A z tych tyczek powstały bramki i boisko było jak się należy. Od wiosny do późnej jesieni nie było takiej niedzieli, aby boisko było puste, piłka nożna była popularną dyscypliną sportową w Woli Grzymalinej. Drużyny były w przedziale wiekowym o lat dziesięciu do dwudziestu kilku dobrane tak aby zrównoważyć siły obu drużyn. Wiem to, bo i ja tam byłem i tą piłkę kopałem.
    Pozdrówko dla wszystkich byłych mieszkańców i sympatyków

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Młócenie zboża